paleta Inglot Freedom System
Założenie było piękne i wzniosłe, skomponowanie podstawowej palety do makijażu, którą będę mogła zabrać ze sobą w podróż mając pewność, że wykonam nią makijaż.
Niestety paleta Inglot Freedom System okazała się raczej stacjonarnym wynalazkiem, z dwóch powodów. Po pierwsze nie posiada lusterka, co jest dużym minusem, wiem że starsze wersje takowe miały i bardzo żałuję, że już nie można ich kupić. Po drugie jest okropnie ciężka, o ile autokarem i samochodem można ją jeszcze zabrać, o tyle w przypadku samolotu jakoś sobie tego nie wyobrażam. Dokładnie waży 240g, a dla porównania podróżna paleta z L’Oreal o której pisałam TU waży tylko 150g.
Dodatkową wadą, która najmniej mi przeszkadza jest materiał z którego jest wykonana, bardzo się brudzi i nie można jej domyć.
Jeśli chodzi o zalety to paleta jest magnetyczna, sami możemy skomponować jej zawartość (występują też inne modele tych palet np.na same cienie). Zamykana jest również na 4 magnesy, które bardzo mocno trzymają i szanse, że opakowanie otworzy się w transporcie są praktycznie zerowe.
Ja zdecydowałam się na dwa uniwersalne cienie. Zimny brąz AMC 53, który posiada drobinki, gdy światło pada z daleka wydają się one srebrne, jednak przy oświetleniu z bliska stają się różowe i niebieskie, na oku są praktycznie niewidoczne. Odkąd go posiadam prawie codziennie gości na mojej dolnej powiece, sprawdza się lepiej niż kredka.
Drugi cień to wanilia MATTE 313, na powiecie prawie niewidoczny, ale nałożony na bazę pomaga ukryć zaczerwienienia i żyłki, dobrze rozciera się na nim inne cienie.
Następny jest róż w kolorze 73, ceglasta czerwień bez drobinek. Róże z Inglota kocham i uwielbiam, używam ich od ok.7 lat i nie zamienię na żadne inne. Mają świetną pigmentację, wystarczy raz zamoczyć pędzel w produkcie, strzepnąć nadmiar o dłoń i dwa razy przejechać po twarzy. Trwałość również jest świetna, gdy nie pocieramy twarzy utrzymują się do samego wieczora.
Ostatnim produktem z mojej palety jest puder. Niestety jest to największy niewypał, ponieważ ekspedientka źle dobrała mi kolor, jest on zbyt pomarańczowy, dlatego też go nie używam i chwilowo nie mam pomysłu co z nim zrobić.
od lewej: 313, 53 i róż |
Cały zestaw kosztował mnie ponad 80zł, uważam że to sporo, ale wykonanie jest solidne, a produkty dobrej jakości. Ponadto paleta jest wielorazowego użytku i gdy kosmetyk się skończy kupujemy tylko kolejny wkład, wtedy impreza zaczyna się opłacać, bo wypraski są tańsze, a jeśli chodzi o cienie to większy wybór kolorów jest w tych sprzedawanych jako wkłady niż w opakowaniach np.jako integra.
Tagi: kosmetyki kolorowe
no ten zestaw to rzeczywiście niewypał, ciężki, bez lusterka…w domu super ale nie w podróży…o wiele lepsza jest ta paleta o której ja ostatnio pisałam 🙂
puder sprzedaj i albo kup nowy dobry kolor albo 4 cienie kwadratowe 🙂
sprzedawać głupio, bo dwa razy go użyłam, to niehigieniczne, poczekam do lata może wtedy będzie lepszy, a na jego miejsce jak już to inne cienie, bo pudru jak na razie używam z rimmel stay matte i jestem z niego bardzo zadowolona,bo matuje na cały dzień
Lusterko w takich kasetkach jest małe, więc i tak zwykle go nie używałam. Ciężar też nie jest az taki, żeby nie można było z nią podróżować. A fakt, że cienie są bardzo dobrej jakości, w dobrej cenie i można je dowolnie komponować rekompensuje wszelkie ewentualne niedogodności 🙂
Zapraszam na shapewear GIVEAWAY!
no jednak lepsze małe lusterko niż żadne, a jeśli chodzi o ciężar to 1/4 kilograma na jedną małą paletę cieni to bardzo dużo, zwłaszcza że to nie jedyny kosmetyk jaki trzeba zabrać, a potem w samolocie bagaż podręczny tylko 10kg, lub przy podróży autokarem trzeba z walizą wmaszerować na 4piętro bez windy to każdy gram się liczy
Ja mam tez paletke pego typu tylko na 10 kwadratowych cieni. Bardzo się ciesze, że nie ma lusterka. Jak dla mnie jest mega poręczna.