Firanki zamiast rzęs, dzięki they’re Real! marki benefit
W maju stałam się szczęśliwą posiadaczką zestawu The Bronze of Champions marki benefit (więcej o zestawie TU) Jednym z produktów tego zestawu jest maskara they’re Real!
Bardzo przydała mi się miniaturka tego produktu, podczas wyprawy do Hiszpanii KLIK gdzie na 6 dni leciałam tylko z bagażem podręcznym, który ma ograniczenia jeśli chodzi o przewożenie płynów (moja kosmetyczka wyglądała TAK).
Tak więc od 8 czerwca nie przerwanie używam tej maskary i jestem nią zachwycona. Oczywiście tak jak wspominałam wcześniej musiałam nauczyć się posługiwać tą wielką i najeżoną szczoteczką, a jej krótka rączka nie ułatwiała mi sprawy, ale po opanowaniu tej sztuki reszta to bajka.
po lewej rzęsy pomalowane, po prawej nagie |
dwie warstwy tuszu na obu oczach |
Tusz podczas nakładania ma kremową konsystencję, która szybko zastyga na rzęsach i jest później nie do ruszenia. Co jest dla mnie bardzo ważne nie kruszy się, nawet po 12h. Bardzo dobrze utrzymuje podkręcenie nadane zalotką, ładnie wydłuża i pogrubia. Ma piękny, głęboki, czarny kolor. Nie pozostawia grudek, a szczoteczka ładnie rozczesuje rzęsy.
Oczywiście jak na solidny kosmetyk przystało nie podrażnia oczu. Podczas demakijażu również nie sprawia kłopotów.
Gdy wcześniej słyszałam o tym tuszu w sieci nie wierzyłam, że jest aż taki dobry. Myślałam, że jak wszystko co drogie jest zwyczajnie przereklamowany. Teraz jednak uważam, że wszystkie ochy i achy na jego temat są całkowicie uzasadnione, sama również wzdycham. Jestem bliska nawet stwierdzenia, że jest to najlepszy tusz jak dotąd jakiego używałam.
Aktualnie jestem w trakcie pierwszej miniaturki o pojemności 3,0g, czeka na mnie jeszcze jedna taka, ale gdy obie się skończą na pewno kupię pełnowymiarowy produkt.
Tagi: kosmetyki kolorowe, makijaż
mam go w rezerwie do przetestowania i czekam, aż wykonczę obecny… 🙂 wygląda ciekawie:)