Maskara I love Extreme essence
Półtora tygodnia temu w poście o błyszczykach z essence KLIK wspominałam, że podczas nieplanowanej wizyty w drogerii kupiłam również całkiem fajny tusz do rzęs. Dokładniej Maskarę pogrubiającą I Love Extreme firmy essence.
Przyznam, że skusiła mnie głównie cena ok.11zł. Gdyby okazała się totalnym bublem to ból przy wyrzucaniu byłby mniejszy. Na szczęście wyrzucać nic nie muszę.
Posiada ona tradycyjną szczoteczkę, podobną do tradycyjnych Colossali Maybelline KLIK, jednak gigantycznych rozmiarów, jak dla mnie trochę za duża, ale odrobina skupienia przy malowaniu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Dodatkowo ten rozmiar szczoty sprawia, że już po jednej warstwie otrzymujemy dobrze wytuszowane rzęsy. Mało tego, czasem nałożenie dwóch warstw może posklejać rzęsy lub sprawić, że tusz szybko się osypie.
Tu demonstracja tego osypania po ok.6h, a o tym zrolowanym cieniu na moich powiekach przeczytasz TU.
Ale chwileczkę, napisałam na początku, że nie zamierzam jej wyrzucać, a teraz narzekam na szczotkę i osypywanie? Tak, nie wyrzucę jej, bo znalazłam u Wayne’a Goss’a ciekawy sposób zdjęcia nadmiaru tuszu ze szczoteczki.
Mianowicie przyciskamy do dłoni bok szczoteczki, z każdej strony, a następnie kilka razy odbijamy czubek szczotki. Teraz możemy się pomalować. Na rzęsy zostaje zaaplikowana odpowiednia ilość tuszu i nawet po wielu godzinach nic się nie osypuje.
Metoda prosta, a jakże odkrywcza, żałuję tylko, że nie znałam jej wcześniej. Minus? Brudna ręka, którą lepiej przemyć wacikiem z płynem do demakijażu niż wodą z mydłem, bo będzie szybciej.
A oto efekty malowania odciśniętą szczoteczką.
PRZED
PO (podkręcenie jest dziełem zalotki, przeczytasz o tym TU)
ok.10h później
A Wy wolicie tanie czy drogie maskary?
Tagi: kosmetyki kolorowe, makijaż
Świetny efekt 🙂 kiedyś kupowałam droższe maskary bo myślalam że są lepsze. Ale od jakiegoś roku używam tych taniutkich i sprawdzają się lepiej 🙂 Mam Wibo zielone, z essence lubię też multi action różowy 🙂
Jak dla mnie za dużo z nim kłopotu. Również przerzuciłam się ostatnio na zielone Wibo (dobry efekt za niską cenę) na co dzień, ale na większe wyjścia wolę Max Factor 2000 calorie 🙂
troszeczkę czesze te rzęski w każdą inną stronę
hmm…to może wynikać raczej z urody moich rzęs lub mało uważnego tuszowania 😉
troszkę dużo kombinacji, ale efekt jest tego wart 🙂
eee za brudna robota i marnowanie tuszu ;))
Dużo kombinowania, za leniwa jestem 🙂
Ja zawsze wybieram maybelline, ale najlepszym tuszem jaki do tej pory mialam byl podkrecajacy tusz clinique – co wyczynial z rzesami tego sie nie da opisac 🙂 Niestey dosc drogi jest :/
Kusisz tym clinique:P właśnie dotarła do mnie plotka, że w zeszłym tygodniu można było upolować tusze tej firmy w Douglasie za ok.28zł, ciekawe czy to jeszcze aktualne
czy ja wiem czy marnowanie, mnie jeszcze nigdy nie udało się wykorzystać tuszu do zera zanim nie zmienił właściwości lub nie stracił daty ważności
nie polecam tych tańszych tuszy do rzęs osobom noszącym soczewki kontaktowe. już po pierwszym uzyciu chce się wypłakać/wydrapać oczy 🙂
Mnie tusz clinique uczulił i jego stosowanie wywoływało lawinę łez ;/
Nie lubię dużych szczotek więc raczej się na niego nie skuszę.
U mnie on w ogóle się nie sprawdził.
miałam ten tusz, pierwsze oczarowanie przeminęło… z wiatrem 🙂 mam tłuste powieczki, wilgotne oczka i z tego względu sporo wymagam od tuszu – a ten niestety wywoływał u mnie efekt pandy 🙂 i 'odrobinę' za duża szczota jeśli ktoś ma głęboko osadzone oczy – łatwo zrobić sobie kropeczki na powiece… nie jest to najgorszy tusz jaki miałam, ale też nie najlepszy 😉 ale jeśli Tobie odpowiada to chyba wszystko jest w jak najlepszym porządku… pozdrawiam 🙂